Ten film wydawał się nawet obiecujący. Połączono w nim zgrabnie komiksową stylistykę, obecną w scenach akcji z zadziwiająco piękną kolorystyką. Tak... Wizualnie robi niezłe wrażenie. Muzycznie zresztą też, bo o dziwo usłyszymy na soundtracku wszystko czego nie moglibyśmy się spodziewać- gitary, rap, a nawet dwa kawałki Bjork.
Niestety z czasem całość zdaje się być pokazem mody i mini unreality show o osobie Lori Petty. Tank Girl wciąż zmienia ciuszki, farbuje włosy i wygłupia się przed kamerą, jakby film nie był wcale reżyserowany. Nie jestem przeciwnikiem aktorki, ale wyraźnie przysłoniła tutaj film. Od czasu do czasu scenariusz przestaje się liczyć i musimy obserwować jak Lori bawi się lalkami, wykrzykuje jakieś idiotyzmy, tańczy, śpiewa, rzuca marnymi one linerami. To wszystko w połączeniu z scenami rodem z musicali i wymieszaniu strzelanin z slapstickiem, jest nie do wytrzymania.
Zobaczyć można bo niewątpliwie kilka zalet ta produkcja ma. Choćby Naomi Watts, która jako niepozorna, szara myszka kradnie cały film głównej bohaterce...