Cronenberg nie uchodzi za faceta o delikatnych palcach. W "martwej strefie) rzeczywiście tnie i piłuje (żywą tkankę powieści Kinga) jak
chirurg pod Gettysburgiem:):):) Tu odwali kilka kilo mięcha, tam pozbędzie się jakiejś
"zawadzającej" kończyny. Pozostawione resztki zszywa mocnymi ściegami, łączy arterie...
O dziwo pacjent wychodzi po tym zabiegu z życiem, a nawet jakby... nieco upiększony (choć jest to
uroda niezbyt oryginalna).
Podobno Kingowi film się podobał.
Fakt, że powieść nie należała do jego szczytowych osiągnięć, zaś zabiegi
Cronenberga całkiem udatnie ją odchudziły i podrasowały.
Gubi się wiele obyczajowości i psychologii, ale za to dostajemy całkiem solidną, choć
niewyszukaną, konstrukcję.
Przyznam, że miałem wiele zabawy patrząc, jak Cronenberg plewił i... łączył (bardzo zgrabnie)
wątki
Film otarłby się mimo to o banał i stereotyp, gdyby nie naprawdę świetna, oryginalna, czasem -
zaskakująca gra Christophera Walkena oraz niewymuszony wdzięk i urok Brooke Adams.